Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zgoda — rzekł Carpio. — Uznajemy pański spryt, i postaramy się utrwalić po tamtej stronie granicy opinje, że ludność krajów austriackich może być dumna ze swej policji.
Po tych słowach zmiął legitymację, wpakował do kamizelki i skinął żandarmowi głową tak protekcjonalnie, jakgdyby był co najmniej ministrem sprawiedliwości.
Gdy każdy z nas pochłonął po trzy szklanki serwatki, przeszliśmy do piwa, poczem poczęstowano nas cygarami, które oberżysta nazwał najlepszemi w Austrii. O ile się nie mylę, cygara, należały do gatunku „Virginia“; nazywano je w mowie potocznej bombami trującemi“. Gdy po zapaleniu cygara Carpio spostrzegł, że otoczenie przygląda mu się nieco ironicznie, zrobił lekceważący ruch ręką i rzekł:
— Nie chciałbym urazić cesarstwa austriackiego, ale nie ma wątpliwości, że w dziedzinie cygar przewyższamy je. Naprzykład to cygaro, które mam w ustach, byłoby dla mnie dla codziennego użytku za słabe. Krótko mówiąc, mamy innych palaczy, niż wy, moi panowie!
„Bomba trująca“ gasła mu raz po raz; musiał ustawicznie pocierać zapałki o stojącą na stole podstawkę z azbestu. Ponieważ przy tej czynności drażnił go niemile zapadł siarki, wyciągnął z kieszeni kawałek papieru, zrobił z niego kilka długich wąskch pasków, i zaczął przykładać je do tlejącej na stole lampy naftowej, eliminując w ten sposób zapałki. Trzeba pamiętać, że w owych czasach nie było mowy ani o gazie, ani o elektryczności.
Mimo tych skomplikowanych manipulacyj palił niezmiernie szybko; zanim zdążyłem wypalić pierwsze cygaro, kończył już drugie. Zaczęto nas częstować dalszemi. Gdym w imieniu swojem i Carpiona odmówił, przyjaciel zawołał z oburzeniem:

31