Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A więc Sachner wiedział od Cornera i Shepparda, że trzeba będzie pójść pod wodę. I mimo to stary grzesznik bez sumienia zabrał Carpia na pewną śmierć! Zameldowałem wodzowi, że jeńcy myślą o ucieczce, żem się jednak żadnych szczegółów nie dowiedział. Nie ufając Krwawym Indjanom, poprosiłem go, by polecił wartownikom zwrócić na nich baczne oko. Nietylko przyrzekł to uczynić, lecz wezwał mnie, bym razem z nim obszedł obóz i udzielił wartownikom odpowiednich instrukcyj.
Krwawi Indjanie rozbili szałasy na wschodnim krańcu obozu. Zwróciliśmy się więc tam, by dać Kikatsom, stojącym na warcie, odpowiednie wskazówki. Potem udaliśmy na północną stronę obozowiska. Płynął tam opodal szałasów wąski strumień, z którego Upsarokowie czerpali wodę. Paliło się tylko jedno ognisko. Gdyśmy się oddalili od niego na taką odległość, że dokoła nas zapanowały ciemności, usłyszałem od strony strumienia cichy szmer, podobny do plusku wody. Zatrzymałem się i zacząłem nasłuchiwać. Szmer powtórzył się i był tak cichy, że nawet wódź nie zwrócił nań uwagi. Zato ja zorjentowałem się odrazu, co oznacza: był to znak, dany przez Winnetou. Mieliśmy cały szereg podobnych znaków; używaliśmy ich w specjalnych okolicznościach. Sam nie mogłem podejść oo Winnetou, ponieważ dałem Jakonpi-Topie słowo, że nie opuszczę obozu bez jego pozwolenia. Czy dać przyjacielowi, jakiś znak? Zatrzymałem się, pogrążony w rozmyślaniach. Wódz spojrzał na mnie, zdziwiony, żem się zatrzymał bez powodu. Nagle, jakby z pod ziemi, wyrósł Apacz.
Uff! — zawołał Kikatsa przerażony.
Położyłem mu rękę na ramieniu i uspokoiłem:
— Niechaj wódz Kikatsów się nie lęka! Wziął mnie

370