Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wyjątkiem Peteha, nie przestąpił obozu. Powiedziałem! Howgh!
Odwrócił się i skinął na mnie. Ująłem cugle Hatatitli i ruszyłem za nim. Byłem zadowolony; że reakcja przeciw traktowaniu mnie jak niedoświadczonego greenhorna dała tak korzystne rezultaty. Wódz zaprowadził mnie w sam środek obozu, gdzie stał szałas nieco większy od innych. Dwie wbite w ziemię lance, ozdobione piórami, wskazywały, że to szałas dowódcy. Uwiązawszy konia, wszedłem do szałasu. Urządzenie wnętrza było bardziej, niż skromne; składało się z jednego, jedynego koca, rozłożonego na ziemi.
— Niechaj Old Shatterhand siada i czeka, aż mu każę zbudować szałas! — rzekł wódz i odszedł.
„Old Shatterhand”. A więc doprowadziłem do tego, że zamiast „mój bracie”, nazywa mnie po imieniu! Gdzież Rost i Carpio, co się dzieje z Cornerem i jego kompanją? Czy Stiller jest również tutaj? Ta sprawa inresowała mnie teraz najbardziej, ponieważ Stiller z pewnością nie był zwykłym mordercą. Jeżeli przyczynił się do zgładzenia sześciu Gawronów, uczynił to z pewnością w obronie koniecznej. Jeżeli jest tu w obozie, uwolnię go bez względu na decyzję zgromadzenia. W obecnej chwili nie pozostawało mi więc nic innego, jak czekać. Czyniłem to z zupełnym spokojem, tem bardziej, że udało mi się odnieść tak poważne zwycięstwo moralne nad Jakonpi-Topą, który wolał mnie od stu Krwawych Indjan.
Wódz zjawił się po chwili, z dwoma Indjanami; rzuciwszy na ziemię kilka koców, zawiniętych w kłąb, czerwoni oddalili się. Wódz usiadł naprzeciw mnie i przez długą chwilę przyglądał mi się z uwagą. Zdawało się, że czeka,, bym rozpoczął rozmowę; wiedząc, com winien so-

358