Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mimo głębokiego przekonania, że plan się powiedzie, Peteh wydał nadto pewne zarządzenia na wypadek, gdyby jednemu z nas zbiec się udało. Dowiedziawszy się od Cornera, że Carpio i Rost są ludźmi zupełnie niedoświadczonymi, których łatwo zaskoczyć, wyszukał wśród swoich ludzi jednego, który rozumiał i mówił nieco po angielsku. Człowiekowi temu dał odpowiednie instrukcje i odpowiednią ilość ludzi do ich wykonania. Stało się zupełnie tak, jak przewidział. Tylko Winnetou zbiegł. Przeprawiliśmy się przez rzekę; wskutek różnorodności dialektów zaczęliśmy wietrzyć niebezpieczeństwo. Tymczasem wysłany „Anglik” podkradł się na przeciwległym brzegu ze swymi ludźmi do zarośli: ukrywszy w nich towarzyszów, podszedł do Rosta i Carpia. O treści ich dowiedziałem się, oczywiście, dopiero znacznie później.
— Pst, cicho! — szepnął. — Szukam Winnetou.
— Kim jesteście? — zapytał Rost, niestety również szeptem; gdyby mówił głośno, usłyszelibyśmy go zapewne.
— Jestem wojownikiem Apaczów i chcę zakomunikować ważną nowinę wodzowi memu oraz Old Shatterhandowi.
— Czy na tamtym brzegu znajdują się sami Apacze? — zadał Rost głupie pytanie, gdyż na północy niema wcale Apaczówł
— Nie — odparł Indsman. — To wrogowie, przed którymi was chcę przestrzec. Mówcie jak najciszej, by nas nie usłyszeli. Gdzie jest Old Shattelhand i Winnetou?
— Przeprawili się na tamten brzeg; za chwilę wrócą.

321