Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tają nas, skoro tylko uda im się odnaleźć nasze ślady. Zachwyceni tą wiadomością, Indjanie zabrali się natychmiast do poszukiwań, Wiedzieliśmy, że nieubłagany względem, białych wódz Krwawych Indjan Peteh jest nadzwyczaj sprytny, i że wyprowadził w pole niejednego przebiegłego westmana. Okazał swój spryt i w tym wypadku. Słuchałem teraz jego triumfalnego opowiadania, o przebiegu wyprawy z zamkniętemi oczami, tylko od czasu do czasu uchylając nieco powiek, by mu się przyjrzeć.
Na pierwszy rzut oka robił wrażenie bardzo silnego, Choć był cały zaszyty w skórę, dostrzec mogłem, że ma muskuły zawodowego zapaśnika. Nasuwały się jedynie wątpliwości, czy jest odpowiednio zręczny. Twarz miała wyraz okrutny i przebiegły, Z pośród broni, którą miał przy sobie, uderzał mnie najbardziej tomahawk, świetnej indjańskiej roboty. Chcąc zwrócić nań uwagę, Peteh nosił go obok futerału, ozdobionego bogato skalpami, a nie, jak należało, w futerale. Frendzle przy skórze składały się z poczwórnie plecionych warkoczy włosów ludzkich. Głowę zdobiły skalpy; pełno ich było także na piersi i za pasem; na plecach i ramionach tworzyły rodzaj naramienników; oplatały nogi jak owijacze, Zdobył je bezwątpienia sam; widać było, że chlubi się niemi. Jakże inaczej wyglądał mój Winnetou, wobec którego Krwawy Indjanin był dzieckiem! Mowa jego podobna była do wyglądu; opowiadał z dumą o podejściu nas.
Chytry Indjanin przypuszczał, że w przekonaniu, iż Corner ruszy za nami, nie popełnimy żadnego nieostrożnego kroku. Postanowił więc unicestwić ostrożność naszą pozorną nieostrożnością. Wysłał najlep-

319