Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi przyjaciela, opowiedziałem Winnetou historję naszej młodzieńczej przyjaźni; mówiłem o byłym towarzyszu z serdeczną troską i współczuciem. Na jedno i drugie zasługiwał zresztą dziś równie, jak w czasach naszego dzieciństwa.
Gdym skończył, Winnetou dumał przez chwilę, a potem rzekł:
Uff! Życie bladych twarzy jest jakiemś niepojętem dziwactwem. Wśród synów ludzi czerwonych nie znalazłbyś ani jednego podobnego do tego, dla którego chcesz w sercu mem obudzić litość. Ojcowie wasi przywłaszczali sobie prawo narzucania dzieciom zawodu, nieodpowiadającego ich możności i upodobaniom. Jest to gwałt nad duszą, pozbawiający ją radości życia. I ojcowie tacy skarżą się jeszcze później, że im się syn nie udał! Twój pupil ma nietylko chorą duszę, ale chore ciało, — stwierdziłem to na pierwszy rzut oka. Chęć ojca, aby uczynić z syna uczonego, zżarła duszę młodzieńca, jak posucha zżera ziemię, na której wszystko ginie; ślęczenie nad książkami i wygnanie z ojczyzny nadszarpało siły ciała. Uratowaliśmy go przed śmiercią w nurtach lodowatego finding-holu, ale mimo to nie zobaczy już ani kraju przodków, ani zielonych preryj Kanzasu, ani miast Wschodu o tysiącach wysokich domów. Śnieg Zachodu padnie na miejsce, w którem go przyjmie i powita litościwa ziemia. Niechaj brat Szarlih postępuje z nim łagodnie i względnie, dobry bowiem człowiek powinien osładzać ostatnie chwile umierających. Gdy słońce zachodzi, niebo nabiera złotych i srebrnych blasków. Niechaj zachód twego biednego brata będzie opromieniony ukrytem w duszach współczuciem na-

302