Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem o niej mówiłem, odpowiada rzeczywistości; ma jakieś zamiary, o których pozostali trzej towarzysze, lub przynajmniej jeden z nich, nic wiedzieć nie mają. Gdy ludzie, którzy mają razem stawić czoło niebezpieczeństwom Zachodu, zaczynają coś przed sobą ukrywać, nic z tego dobrego wyniknąć nie może, bo podstawą wzajemnych stosunków, musi być wzajemna szczerość. Należy przypuszczać, że spotkamy całą kompanję; dlatego musimy przedewszystkiem śledzić tych, którzy coś ukrywają przed resztą. Ruszymy więc naprzód za nimi, by, w razie potrzeby móc ich ukrócić. Winnetou i Old Shatterhand nie zniosą, by na drogach, po których jeżdżą, popełniono nikczemność.
— Więc może dojść między nimi a nami do wrogich wystąpień?
— Tak.
— To bardzo ciekawe! Cieszę się teraz, żeśmy na ten ślad natrafili.
— Wśród tych trzech jeźdźców jest zapewne również ktoś, kto się z tego powodu cieszy więcej, niż pan — Dowiemy się o tem bardzo prędko, gdyż już za pół godziny będziemy nad jeziorem.
Przepowiednia się sprawdziła. W niespełna pół godziny ujrzeliśmy na południowym zachodzie ciemną linję lasów, okalających jezioro. Zamiast jechać dalej za śladami, Winnetou skręcił na prawo. Rost nie mógł zrozumieć tego zupełnie jasnego kroku, i zapytał o przyczynę. Nie jestem gadułą, nie lubię tracić słów; podczas wypraw z Winetou bywam zwykle tak samo milczący, jak on. Ale miałem teraz do czynienia z nowicjuszem, którego trzeba było uczyć. Spełniając obowiązek nauczyciela. odpowiedziałem:
— Tamci trzej dotarli do południowego wybrzeża jeziora. Ci dwaj zaś ruszyli na prawo, a więc na północ, by spot-

249