Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że da natychmiast znak życia, skoro tylko sprawy wezmą korzystniejszy dla nas obrót. Ponieważ nie mogliśmy określić, gdzie się osiedlimy, postanowiliśmy, że ewentualne zawiadomienie ogłosi w kilku dziennikach Nowego Yorku, Cincinnati, Chicago i St. Louis; ustaliliśmy również formę ogłoszenia, nie ulega więc kwestji, że dał je nasz przyjaciel, a nie żaden złośliwy dowcipniś. To najszczersza i najczystsza prawda!
Well, więc zabiorę gazetę.
Złożyłem dziennik i wsunąłem do kieszeni.
— O nie! — zawołała pani Stiller. — Niech pan nie zabiera! To dla mnie wielki skarb, to mój cały majątek!
— Nie wątpię, że tak jest. Ale pani może kupić drugi egzemplarz, a my na to nie mamy czasu. Dziennik jest nam potrzebny.
— Poco?
— Chcemy go doręczyć pani mężowi.
Nie spodziewała się tego. Uszczęśliwiona, zawołała:
— Na miłość Boską! Czy to możliwe? Naprawdę chcecie to uczynić? Chcecie mu przynieść radosną nowinę?
— Tak. Brat mój Winnetou zgadza się.
— Brat mój Szarlih mówi prawdę — potwierdził wódz. — Poczciwa moja biała siostra znosiła bohatersko nieszczęście. Wielki Manitou to widział, i dziś nagradza ją za to. Chce, byśmy ruszyli po Nana-po, wydobyli go z niewoli i połączyli z wierną squaw. Jutro rano ruszamy i z narażeniem własnego życia będziemy się starali sprowadzić go tutaj.
Głośno płacząc, padła na kolana, by mu w ten sposób podziękować za postanowienie. Nie dając jej przyjść do słowa, podniósł ją z klęczek i rzekł:
— Winnetou jest człowiekiem, a przed ludźmi klękać nie wolno. Jeżeli moja biała siostra nie chce, bym się natychmiast oddalił, niechaj nie dziękuje ni słowem!

236