Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mój stosunek do nich. Pobieżne określenia wystarczyły w zupełności. Gdym skończył, Winnetou wstał i rzekł:
— Niechaj brat mój nie śmieje się z mądrości tych ludzi, a raczej niech współczuje z nią. Winnetou pójdzie obejrzeć stajnię. Choć!
Pusta stajnia była schludnie i czysto utrzymana. Zaprowadziwszy tam wierzchowce, daliśmy im wody i owsa. Przed wsypaniem owsa do worków zbadaliśmy jego jakość. Winnetou wydał polecenie, by do stajni nie wprowadzano żadnych innych koni.
Jak już mówiłem, stajnia mieściła się w oficynie. Tuż obok drzwi stajennych znajdowały się schody, prowadzące do pokoju, w którym mieszkał prayerman. Właśnie schodził po nich szeryf w otoczeniu Wattera i konstabla. Zapominając o dotychczasowym, niegrzecznym tonie, szeryf podszedł i zameldował posłusznie, jakgdyby stawał do raportu:
— Byliśmy jeszcze raz na górze, przeszukaliśmy wszystko gruntownie, ale nie znaleźliśmy nic. Również w pokoju mr. Wattera nic nie wskazuje na sprawców i na sposób dokonania kradzieży. Mr. Shatterhand! Pan chciał przedtem wejść na górę?
— Chciałem jako mr. Mayer; zmuszały mnie do tego pańskie zarzuty — odparłem chłodno. — Obecnie sprawa ta przestała mnie zajmować. A może nie? — dodałem groźnym tonem.
— Ależ tak, tak, cała ta historja nic pana nie obchodzi! Jasna rzecz, że pan jest njzupelniej niewinny. Myślałem jednak, myślałem... że... Hm!
— Cóż pan myślał? — zapytałem, chcąc mu pomóc w zakłopotaniu.
— Ponieważ jest pan Old Shatterhandem, a ten wspaniały gentleman to Winnetou, wódz Apaczów, ponieważ wia-

224