Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych. Na pierwszy rzut oka jasnem stawało się każdemu, że ma do czynienia z człowiekiem wybitnym. Na szyji nosił kosztowną fajkę pokoju, torebkę z lekami i potrójny łańcuch z pazurów niedźwiedzi-grizzly, które z narażeniem życia sam upolował. Owal poważnej, męskiej, pięknej twarzy, o ledwie widocznych kościach policzkowych, można było określić jako zbliżony do rzymskiego; matowa skóra miała kolor jasnobrunatny z lekkim odcieniem bronzu.
Brody nic nosił, hołdując w tej dziedzinie zwyczajom indiańskim. Dzięki temu widać było delikatną, przemiłe łagodną a przytem energiczną linję napół otwartych ust, które chciałoby się ciągłe całować. Umiał z nich wydobywać tony fletu i straszliwe, piorunowe słowa, umiał dawać niemi wyraz ożywczemu uznaniu i ciętej ironji. Gdy był dobrze usposobiony, głos jego miał niezrównany, pociągający gardłowy nieco przydźwięk; przydźwięku tego nie słyszałem u nikogo więcej; możnaby go porównać z pełnym miłości, cichym, rozpływającym się w czułość śpiewem ptaków. Gdy jednak wpadał w gniew, głos przybierał dźwięk metaliczny jak młot, który rozbija żelazo; nabierał przytem takiej ostrości, że peszył przeciwnika. Czasami, zdarzało się to niezmiernie rzadko, Winnetou przemawiał publicznie z okazji jakiegoś ważnego zdarzenia. W tych wypadkach stwierdzałem zawsze, że panuje nad wszystkiemi tajnikami retoryki. Nigdy w życiu nie słyszałem lepszego i bardziej przekonywującego mówcy; nie pamiętam też, by ktokolwiek zdołał się oprzeć wymowie wielkiego, niezrównanego Apacza. Nozdrza delikatnie zarysowanego, wyrazistego, lecz nie typowo indiańskiego nosa miały również swą wymowę. Rozszerzał je i zwężał; każdy ruch odzwierciadlał stan duszy. Najpiękniejsze jednak były oczy, ciemne, aksamitne, w których krył się ogrom miłości, dobroci, wdzięczności, współczucia, troski — chwilami zaś pogardy.

218