Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A więc to będzie trwało tak długo? Mój Boże! Znowu napędza mi pan strachu.
— Nie powiedziałem, że będzie trwało tak długo, lecz że może zabrać tyle czasu. Przywykłem liczyć się ze wszystkiemi możliwościami i wypadkami; wspomniałem zaś o tem jedynie dlatego, że pani zbyt lekko traktuje pewne sprawy, i jest przekonana, że większa liczba ludzi gwarantuje powodzenie. Tymczasem rzecz ma się wprost przeciwnie. S. Winnetou, i ja przezwyciężaliśmy często największe niebezpieczeństwa i najtrudniejsze sytuacje tylko dlatego, że nikt nam nie towarzyszył. Znamy się nawzajem dokładnie i wiemy, iż możemy na siebie liczyć. Przy większej ilości ludzi powstaje różnorodność zdań, rodzą się zatargi, błędy i głupstwa, które mogą człowieka wyprowadzić z równowagi. Powtarzam raz jeszcze: niech pani liczy na spełnienie swych życzeń odnośnie do zmiany naszego planu, niech pani nie przypuszcza, byśmy się zwrócili na Zachód celem odszukania Gawronów. Gdybyśmy jednak mimo wszystko to uczynili, nie może być mowy o zabraniu kogokolwiek.
— Więc podjęlibyście sami tę daleką, niebezpieczną wyprawę?
— Tak.
— Dwóch przeciw całemu szczepowi! To niemożliwe!
— Dla nas to nie pierwszyzna.
— Przecież nie moglibyście w takim razie zabrać tej ogromnej ilości karabinów, której żąda wódz:
— Oczywiście, że nie! Nie staralibyśmy się nawet wykupić jeńca; zrobilibyśmy wszystko, by go wydostać, nie wydając ani pensa. Nie sądzi pani chyba, byśmy chcieli ofiarować Indianom tak pokaźną ilość broni za czyn, który należy napiętnować. Zabralibyśmy się do rzeczy zupełnie inaczej, aniżeli stu westmanów i znawców.

173