Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

panu znani i że ci, których nazwisk pan nie pamięta, nigdy im nie towarzyszyli.
— Powtarzam, com już powiedział. Znam wszystkich bez wyjątku kompanów Winnetou i Old Shatterhanda, ale o was dwóch nie słyszałem nigdy w życiu.
— Pan zna wszystkich bez wyjątku? Toby znaczyło, żem poprostu zblagował, mr. Mayer! Gdyby pan był westmanem, wyzwałbym pana na noże; niechże więc pan dziękuje Bogu, że pan jest tylko zerem! Nic sobie z pana nie robię, kompletnie nic! Nie może pan żądać ode mnie, bym tu nadal siedział obok pana.
— Nie mam najmniejszego zamiaru.
— Nie? Niechże pan wstanie i siądzie gdzie indziej!
— Ach! — uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
— Tak, tak!
— Kto usiadł tu pierwszy?
— Pan, ale to mnie nic nie obchodzi! Nie wyobraża sobie pan chyba, by stary westman, przyjaciel Winnetou i Old Shatterhanda, ustępował przed kimś, kto jest zerem?
— O wyobrażeniu niema wcale mowy.
— A o czemże?
— O tem, co uważam za odpowiednie!
— Ach tak, czyli o tem, co się panu podoba?
Yes.
— A cóż się panu podoba?
— Chcę, aby pan usiadł tam, gdzie pan siedział przedtem.
— Ach tak? Taka jest pańska wola? No, zobaczymy, jak daleko szanowny pan z nią zajedzie! Zostanę tu, póki mi się będzie podobało. Ciekaw jestem, co mi pan zrobi?
— Zaraz pan zobaczy!
Podczas naszej wymiany zdań przybyło nieco gości; nie zwrócili uwagi na prowadzoną półgłosem rozmowę. W ostat-

150