Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

młynem, nie może iść naprzód; pozostaje ciągle na tem samem miejscu.
— Nawet wtedy, jeżeli siedzi na bonanzy, lub finding-hole‘u?
— Tak, nawet wtedy. Cóż mu pomoże złoto, jeżeli siedzi na niem i nie potrafi go sprzedać? Nareszcie usłyszałem pełne zdanie! Chce wierzyć, że pan zrezygnował z lakonicznych odpowiedzi „yes“ i „no“. Jest pan doskonałym i rozmownym towarzyszem.
— Dziękuje, mr. Watter!
Aeż proszę, proszę! Zapewne chciałby pan wiedzieć, czy znalazłem swe złote ziarna w bonanzy, czy w placerze, czy też w finding-hole‘u?
Yes.
— Znowu pan cwałuje na swojem głupiem „yes“! W głowie mi się już mąci od tych odpowiedzi. Jeżeli się pan chce ode mnie dowiedzieć czegoś mądrego, niech się pan stara mówić mądrze i przyzwoicie! Otóż bonanzy nie znalazłem, gdyż takie kupy złota nie lecą do gęby, jak pieczone gołąbki.
— Gdyby wleciały człowiek straciłby wszystkie zęby.
— Słusznie! No, wreszcie nawet dowcip. Choć przypomina machanie martwego cielęcia ogonem, wolę to, niż wieczne „yes“ i „no“. Finding-hole‘u nie znaleźliśmy również, gdyż takie szczęście spotyka tylko idjotów nigdy zaś ludzi tak mądrych, jak Welley i ja. Ale odkryliśmy znakomity placer i, co się rzadko zdarza, wyeksploatowaliśmy go do ostatniego ziarnka. Śpieszyliśmy się szalenie i nie napróżno, bo po jakimś czasie przyłączyła się do nas różna hołota, przed którą człowiek uczciwy mieć się musi na baczności. Muszę panu opisać okolicę, ale i tak mnie pan nie zrozumie. W sprawach Zachodu nie jesteś nawet greenhornem, lecz poprostu analfabetą. To prawdziwe nieszczęście obcować z ludźmi, którzy przez całe życie

139