Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

którzy go mają bawić. Poczciwiec cierpi nieludzko; cierpienie to staje się torturą, jeżeli gość-delikwent należy przypadkiem do osobistości, z tego lub innego powodu popularnych. Na biedną jego głowę sypie się grad zaproszeń. Biada, gdy je przyjmie! Kochani, gotowi do wszelkich ofiar gospodarze jeżdżą na nim, jak na łysej kobyle, aż wreszcie, udręczony do ostateczności, padać zaczyna z nóg. Wszyscy ci ludzie nie rozumieją, że, pozbawiając gościa swobody, wsłuchując się w każde jego słowo, obserwując każdy jego ruch, żądając, by od rana do wieczora był człowiekiem niezwykłym, dokonywując czegoś w rodzaju tranzakcji. Albowiem każą sobie płacić niezwykłością za to, co gość skonsumował, często nawet wbrew swej woli, i uważają jeszcze, że należy im się wdzięczność. Najgorsze jednak jest to, że gość nie może okazać swego oburzenia, że musi przyjmować te wszystkie plagi z łagodną, uśmiechniętą miną, jeżeli nie chce, by poczytano go za niewdzięcznika.
Przed tym rodzajem gościnności zdejmuje mnie zawsze lęk straszliwy. Każdy człowiek rozsądny i kochający wolność powinien modlić się: „Boże, broń mnie od przyjaciół; od wrogów moich sam się potrafię obronić!“ Dla takich ludzi jestem gościem, którego się w krótkim czasie przeklina; z początku znoszę wszystko cierpliwie, po pewnym czasie jednak staję się niemiłym, bo przecież każdy człowiek musi dbać o własną skórę. Jeżeli chodzi o rezultat mych doświadczeń w tej dziedzinie, to zamknąć go mogę w tych krótkich słowach: sam chętnie przyjmuję gości, ale niechętnie bywam czyimś gościem. Dlatego stanowczo odmówiłem zaproszeniom pani Stiller, obiecując przyjść wieczorem. Pani Stiller dodała na pożegnanie, że jest pewna, iż dziś wieczorem i tak nie mógłbym pracować w hotelu ze względu na hałasy z powodu uroczystej kolacji i balu. — — —
Kompanja strzelców, z muzyką na czele, przeciągnęła przez miasto i udała się na plac, na którym się miały odbyć

133