Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko zależy, czy chce z nami zjeść obiad, wyjechać gdzieś za miasto, lub pójść w naszem towarzystwie na spacer. Nikt nie pociąga go za to do odpowiedzialności. Wszyscy staramy się odgadnąć jego życzenia, wszyscy żyjemy wyłącznie dla niego; cały dom, cała służba jest do jego dyspozycji. Oczywiście, gość nie powinien czuć tego, gdyż takie poczucie krępowałoby jego swobodę. Musi mieć wrażenie, a raczej przeświadczenie, że nikomu w niczem nie przeszkadza, że mimo jego obecności życie domowe płynie takim trybem, jakgdyby go wcale nie było. Musi być przekonany, że nikt z pośród domowników nie wyróżnia go specjalnie. Mam wrażenie, że ten rodzaj gościnności nietrudno stosować. Nie żąda wielkiej ofiarności, ale wymaga zato o wiele więcej delikatności w obcowaniu z człowiekiem, — więcej zrozumienia dla jego potrzeb indywidualnych, aniżeli daje gościnność objawiająca się przeważnie w słowach, która tak często doprowadza mnie do pasji.
Drugi rodzaj gościnności podkreśla na każdym kroku, że gość jest gościem. Cały dom wywraca się dlań do góry nogami, cały tryb życia domowego ulega nagłej zmianie. Gospodarz otwiera gościnny pokój, zaryglowany zwykle na cztery spusty, idzie dla swego gościa do teatru, na spacer, urządza dla niego wycieczkę za miasto, zaczyna prowadzić inną kuchnię, ubiera się inaczej, nie pokazuje się ani na chwilę w domowych pantoflach, zmienia i sposób rozmowy, robi z dnia roboczego święto. Wszystko kręci się dokoła osoby gościa, któremu ustawicznie podsuwa się pod nos dowody gościnności. Nie ma ani jednej chwili dla siebie, niezostawiają go ani na minutę samego, nie może postąpić w domu krok, by ktoś nie towarzyszył, nie może niczego obejrzeć, niczego kupić bez ustawicznych rad i wskazówek, któremi go obsypują. Nie chcąc, by się biedaczek uważał za sierotę, gościnni gospodarze wiodą go ze sobą po wizytach u krewnych i znajomych, albo spraszają gości,

132