Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choćby na krótki czas. Przypuszczam jednak, że — po rozmowie ze mną — nie odtrąci mnie od siebie.
— Czegóż pan chce od niego? Nie powoduje mną ciekawość, jeżeli jednak mam pana przedstawić, chciałbym wiedzieć, jakie są pańskie wobec niego zamiary.
Wstał znowu, złożył ukłon i rzekł:
— Mylordzie, proszę mi pozwolić powiedzieć cośniecoś o sobie. Nazywam się Sterman Rost, jestem Europejczykiem, z zawodu fryzjerem. Marzyłem o tem, by studiować medycynę, ale rodzice byli na to za biedni, wybrałem więc zawód golibrody, który nazwać można stopniem do celu, który mi przyświecał przez cały czas pracy zawodowej. Dwaj uczniowie, mieszkający u mego pryncypała, zainteresowali się mną i nauczyli mnie nieco łaciny, tak, że umiem jej tyle, ile wymaga zawód lekarski. Wszystko, co zarabiałem, wydawałem na książki, z których się w wolnych chwilach pilnie uczyłem. Ze względu na złe warunki materialne nie mogłem, oczywiście, nawet śnić o zapisaniu się na uniwersytet. Jedynem marzeniem mojem była amerykańska szkoła wyższa. Udałem się więc do Hamburga i przyjąłem pracę na jednym ze statków, płynących do Ameryki. Przybywszy bezpłatnie do Nowego Jorku, pracowałem tam jako fryzjer, co mi nie przeszkadzało uczęszczać do Kolegjum Columbia. Nie chcę pana męczyć szczegółami, mylordzie; niech panu to wystarczy, żem przed pół rokiem skończył uniwersytet w St. Louis z dobrym wynikiem.
Podałem mu rękę i rzekłem:
— Proszę przyjąć wyrazy szacunku, doktorze. Skądże przyszło do głowy zostać kelnerem?
— Czy to coś dziwnego przy stosunkach, panujących w Ameryce? Jestem medykiem, ale nie chcę nic wiedzieć o tej medycynie, którą stosują nasi lekarze. Uważam, że cho-

107