Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny z ciężaru, zawrócił powoli i wydostał się na brzeg.
Winnetou dota rłdo brzegu. Zeskoczył z konia i przyłożył strzelbę, aby, skoro obaj wrogowie rozpoczną walkę w wodzie, rozstrzygnąć ją celnym strzałem. Lecz z początku nie widać było żadnego z nich. Tylko kapelusz Franka mknął prądem rzeki. Jakiś Szoszon wyciągnął go dzidą. Niebawem dosyć daleko od brzegu wyłoniła się ozdobiona piórami głowa Indjanina, a za nią w pewnej odległości głowa Franka. Dzielny biały obejrzał się dookoła, zabaczył wroga i szybko podpłynął. Czerwonoskóry nie był omdlały, lecz tylko napół ogłuszony. Chciał uciec. Mały Sas natarł nań jak drapieżny szczupak, skoczył wodzowi na grzbiet, schwycił lewą ręką za czuprynę i zaczął zdzielać prawą pięścią. Ogallalla zniknął, za nim zaś Frank. Utworzył się wir. Teraz wyłoniła się ręka wodza i znów znikła, następnie wyłoniły się nogi i poły fraka białego myśliwca — straszliwa walka odbywała się pod powierzchnią wody. Winnetou nie mógł pomóc przyjacielowi strzałem; cisnął więc strzelbę, aby skoczyć do wody. Ale oto wynurzył się Hobble-Frank, kaszląc i plując. Rozejrzał się na wszystkie strony i zawołał:
— Czy wódz jeszcze w wodzie?
Skierował pytanie do Old Shatterhanda, Długiego Davy’ego i Grubego Jemmy’ego, którzy stanęli właśnie na brzegu. Nie doczekawszy

170