Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciężki Mokasyn dobiegł do brzegu wulkanu, nachylił się nad swymi ludźmi i uderzył ich pięścią. Nie drgnęli nawet. Schwycił jednego za ramiona i uniósł do połowy. Spoglądała nań para bezdusznych, nieruchomych oczu. Zobaczył w głowie Indjanina dwie dziury — strzał przebił czoło nawylot. Przerażony, opuścił czerwonego i podniósł się czem prędzej. Twarz wodza wykrzywił grymas przerażenia.
Ogallalla nie mogli pojąć zachowania się Ciężkiego Mokasyna i obu wojowników. Zbliżyli się do nich, niektórzy nachylili nad zabitymi i natychmiast cofnęli ze zgrozą,
A do tego przyłączyło się coś jeszcze okropniejszego. Syk i świst gejzeru umilkł już prawie zupełnie i przestał zagłuszać inne dźwięki. Z rzeki więc teraz rozlegał się wyraźnie wściekły poryk. Oczy wszystkich Ogallalla zwróciły się w tym kierunku i zobaczyli czarną olbrzymią postać, potrząsającą wielką, mocną gałęzią. Kapała z tej niesamowitej postaci brudna zielonożółta szumowina. Obwiązywały ją splątane wodorosty i napoły zgniłe sitowie.
Dziarski murzyn, który musiał się przedrzeć przez istny półwysep roślinności, nie zadawał sobie trudu pozbycia się owej ozdoby. Wyglądał więc jak zaziemskie fantastyczne stworzenie. Jeśli dodamy jego ryki, jego wirujące gałki oczne, jego potężne błyszczące uzębienie — to chyba nie zdziwimy się, że Ogal-

149