Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ogallalla odsunęli się od krateru. Tylko dwóch, jak nadmieniliśmy, pozostało przy jeńcach.
Wódz wzniósł rękę. Old Shatterhand nie słyszał, czy wódz wydał rozkaz, gdyż poszumy podziemne stawały się coraz głośniejsze. Ale wiedział dobrze, co pociągnie za sobą skinienie wodza, — męczeńską śmierć Marcina i Wohkadeha.
Przyłożył kolbę do policzka. Niedźwiedziówka wypaliła dwukrotnie. Ogallalla nie mogli usłyszeć huku wystrzału, bo zagłuszyły go piekielnie huczące a szybko po sobie następujące grzmoty.
— Spuścić ich! — huknął wódz Ogallalla i podniósł rękę.
Dwaj Indjanie, którzy mieli wykonać rozkaz, zbliżyli się o parę kroków do leżących na ziemi jeńców. Ojciec Marcina wydał okrzyk trwogi, który przebrzmiał głucho w straszliwym, zgiełku.
Wszelako, cóżto się zdarzyło? Obaj kaci nietylko się nachylili, aby podnieść jeńców, lecz runęli przy nich i pozostali nieruchomo na miejscu.
Wódz ryknął coś, czego niepodobna było dosłyszeć, gdyż woda i para z poświstem wyrywała się z gejzeru, z głębin zaś krateru rozlegać się jęły głuche odgłosy, niczem strzały armatnie.

148