Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Baumann ścisnął zęby, aby nie wyć z rozpaczy.
— To straszne! — jęknął Davy, zwracając się do przyjaciela. — Na pewno nadejdzie pomoc, ale za późno dla obu odważnych chłopców. My obaj ponosimy winę za ich śmierć. Nie powinniśmy się byli zgodzić na wyprawę!
— Masz słuszność i — — posłuchaj!
Rozległ się krzyk sępa. Ogallalla nie zwrócili nań uwagi.
— To znak Old Shatterhanda! — szepnął Jemmy. — Mówił o tem i pokazał, jak naśladuje krzyk sępa.
— Boże Wielki! Oby tak było w istocie!
— Oby Bóg dał, abym miał słuszność. Jeśli trafnie przypuszczam, Old Shatterhand pojechał wślad za nami. — — Spójrz na skraj lasu! Czy nic nie widzisz?
— Tak, tak! — potwierdził Davy. — Jedno drzewo się porusza. Widzę, jak się trzęsie korona! Niema wiatru, a więc tam są ludzie!
— Teraz także widzę. Ale nie przyglądaj się, aby Ogallalla nie powzięli podejrzenia!
I głośno zawołał po niemiecku w kierunku krateru:
— Master Marcin, nie upadaj na duchu! Pomoc jest blisko. Dopiero co przyjaciele dali znak!

143