Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie lękam się niczego.
— Zaczną się odrazu. Przyprowadźcie syna niedźwiednika!
Przyprowadzono, jak to widział Old Shatterhand, Marcina i postawiono obok Wohkadeha.
— Czy słyszałeś i zrozumiałeś, co powiedział Wohkadeh, — zapytał wódz.
— Tak.
— Sprowadził was, abyście uwolnili jeńców. Pięć myszy wyruszyło, aby pożreć pięćdziesięciu niedźwiedzi. Szaleństwo wam rozum zjadło!
— Uważacie się za niedźwiedzi? — zawołał Marcin. — Jesteście tchórzliwemi sępami, które chowają się pośród skał!
— Pożałujesz tych słów! Obaj umrzecie, i to natychmiast!
Oglądał ich badawczo, aby wyczytać z twarzy wrażenie. Wohkadeh zachowywał się tak, jakgdyby tych słów nie słyszał. Marcin zaś pobladł, aczkolwiek zewszechsił usiłował zataić trwogę.
— Ciężki Mokasyn widzi, że jesteście serdecznymi przyjaciółmi, — rzekł szyderczo wódz. — Pozwoli wam więc umrzeć razem. Wspólnie zakosztujecie słodyczy powolnej śmierci. Ponieważ przyjaźń wasza jest nader wyjątkowa, przeto w sposób równie wyjątkowy wejdziecie do Wiecznych Ostępów.

140