Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale nie tyle z bólu, jaki mu sprawiły baty, ile raczej z obawy przed odkryciem, którego należało się spodziewać. Nie mogłem wprost już patrzeć na tego człowieka. Zbrodniarz młodociany z pewnością wzbudzi w nas litość, lecz jeśli człowiek stary, jedną nogą już w grobie stojący, grzeszy z samego upodobania w złem, nie zasługuje na nasze współczucie. Chrześcijanin osądzi go może łagodniej, obywatel jednak i psycholog musi potępić surowo. Poszedłem na tył okrętu do sternika. Wyciągnął do mnie rękę i powiedział:
— Effendi, dziękuję ci, że wstawiłeś się za mną! Jestem krewnym reisa i nie mogłem odejść od niego. Nie życzyłem ci nic złego i dlatego milczałem.
— Lecz musisz uznać, że milczenie twoje było grzechem, a nawet zbrodnią.
— Effendi, moje słowo żadnegoby skutku nie odniosło! Czyż miałem reisa zdradzić dla ciebie?
— Oczywiście, a wtedy nie byłoby tak źle z wami, bo emir nie byłby wszedł na dahabijeh; zwabiliśmy go dopiero na-

84