tu nie po raz pierwszy. Przystąpił do drzwi, kazał majtkom zaczekać, i wszedł ze mną. Wewnątrz stał na straży żołnierz. Zapytany o marszałka domu, oparł karabin o ścianę i odszedł. Po pewnym czasie powrócił, wyciągnął dłoń do emira i rzekł:
— Mogę was zaprowadzić, jeśli mi dasz dobry bakszysz.
Reis effendina wymierzył mu tęgi policzek i odpowiedział:
— Masz twój bakszysz, a teraz śpiesz się, jeśli nie chcesz otrzymać bastonady!
Skarcony przypatrzył się emirowi i zrozumiał, że to nie zwyczajny człowiek; policzek był najlepszym tego dowodem. To też, pocierając sobie twarz, poszedł skwapliwie naprzód.
Dostaliśmy się na dziedziniec wewnętrzny, z którego liczne wejścia prowadziły do środka pałacu. W jednem z nich stał gruby niezgrabny murzyn, odziany w jedwabne szaty, patrzący na nas posępnym wzrokiem. Skoro jednak spojrzenie jego padło na twarz emira, zmienił
Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/116
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
112