Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedział: — Kazałem ci podejść bliżej, dlaczego nie słuchasz mnie?
Zapytany spojrzał ponuro; na twarzy jego nie było śladu trwogi. Rzekł:
— Nie jestem najemnikiem na waszych usługach, lecz strzelcem sawany, więc zasługuję na szacunek. Przyzwyczajony jestem do tytułu sennor. Nie powiem ani słowa, zanim się obyczajom tej ziemi nie stanie zadość.
Komendant uśmiechnął się wyniośle:
— Mówię ty do ludzi, którzy kopią innych.
— To mnie nie przekonywa, mo sieur, Należy przestrzegać obyczajów ziemi, w której się przebywa. Obecne sennoritas i sennores nie zaprzeczą, że naród meksykański jest uprzejmy i rycerski. Dobry myśliwiec prerji inteligencją i doświadczeniem nie ustępuje oficerowi. Grożono mi niedawno kolbami, teraz poczęstowano mnie uderzeniem. Uważałem za swój obowiązek nauczyć porucznika, aby się stosowniej w obecności pań meksykanskich zachowywał.
Panie spojrzały na śmiałka ze zdumieniem. Oficerowie mruczeli gniewnie, lecz dowódca kazał im zamilknąć i rzekł do jeńca:
— Mógłbym mówić ty i milczenie uważać za odpowiedź. Ponieważ jednak nasze panie są ciekawe, co powiesz, będę się zwracał przez sennor, którego tak energicznie się domagasz. Czy jest pan Czarnym Gerardem?
— Tak.
— Co sennnor robił w mieście?
— Złożyłem wizytę.

49