Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czemuż się zdumiewacie? — to był mój osioł. Nie może znieść ciemności i dlatego wrzeszczy przez całą noc, dopóki się jasno nie zrobi.
Hm. Jeżeli tak było w istocie, to osioł ten był przecież miłą kreaturą. Ten głos musiałby umarłych poruszyć. Kto w nocy mógłby myśleć o śnie lub spoczynku, gdyby musiał słuchać muzykalnych improwizacyj tej czworonożnej Jeny Lind, z puzonem dyszkantowym w płucach, kobzą w gardle, a dziobami i klapami stu klarnetów w krtani.
Zresztą już po raz trzeci słyszałem opowiadanie o nosie buluka emini. Zdaje się, iż było w „księgach zapisane“, że nie ma nigdy skończyć tego opowiadania.
— Więc tak krzyczy to zwierzę przez całą noc? — zapytał jeden z nich.
— Przez całą noc — potwierdził z poddaniem się męczennika. — Co dwie minuty.
— Oducz go tego.
— W jaki sposób?
— Nie wiem.
— Zachowaj więc dla siebie swą radę! Ja wszystkiego próbowałem i nadaremnie: batów, głodu i pragnienia.
— Przedstaw mu to raz w słowach poważnych, ażeby pojął niewłaściwość swego postępowania.
— Miałem z nim już poważne i przychylne rozmowy. Patrzy na mnie, przysłuchuje mi się w milczeniu, kiwa głową, a potem — wrzeszczy dalej.
— To przecież osobliwe. On cię rozumie, rozumie cię całkiem pewnie, ale nie ma ochoty zrobić ci tej przyjemności.
— Tak, słyszałem także o tem, że zwierzęta ludzi rozumieją, gdyż tkwi w nich czasem dusza zmarłego, skazana w ten sposób na pokutę. Hultaj, który w nim siedzi, musiał być głuchy, ale z pewnością niemym nie był.
— Musisz się raz postarać o zbadanie, do jakiego należał plemienia. W jakim języku przemawiasz do osła?
— Po turecku.
— A jeżeli dusza należała do Persa, Araba, lub nawet giaura, który wcale nie rozumie tureckiego języka?