Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wie czcicieli djabła omal nie wprowadziła mię w kłopot. Wobec zarzutu rozproszenia się wiary w mej ojczyźnie musiałem milczeć niestety... niestety! Pir podniósł się i podał mi rękę.
— Allah niech będzie z tobą i ze mną. Idę w drogę, którą iść muszę, ale zobaczymy się jeszcze.
Podał także rękę innym i odszedł. Ali bej skinął mu i rzekł:
— Oto najmędrszy między Dżezidami. Nikt mu nie dorówna. Był w Perzistanie i w Indjach, w Jerozolimie i w Stambule. Wszędzie widział i uczył się; napisał nawet książkę.
— Książkę? — spytałem zdumiony.
— On jest jedynym, który umie pisać poprawnie. Życzy sobie, aby naród nasz tak zmądrzał i uobyczaił się, jak ludzie Zachodu, a tego możemy się jedynie z książek Franków nauczyć. Aby więc książki te można kiedyś spisać w naszym języku, zebrał wiele set słów naszych narzeczy. Oto jego książka.
— To byłoby nieocenione! Gdzie znajduje się ta książka?
— W jego mieszkaniu.
— A ono gdzie?
— W moim domu. Pir Kamek jest świętym. Chodzi on po kraju i wszędzie przyjmują go z największą chęcią. Cały Kurdystan jest jego mieszkaniem, ale gniazdo rodzinne u mnie sobie urządził.
— Czy przypuszczasz, że pokaże mi kiedy tę książkę?
— Uczyni to bardzo chętnie.
— Zaraz go o to poproszę. Dokąd poszedł?
— Zostań. Nie znajdziesz go, gdyż poszedł, aby czuwać nad swymi. Mimo to książkę dostaniesz; przyniosę ci ją. Przedtem jednak przyrzeczcie mi, że zostaniecie!
— Radzisz, żebyśmy odłożyli jazdę do Amadijah?
— Tak jest. Było tu trzech ludzi z Kaloni. Należą oni do jednej gałęzi Badinan plemienia Missuri, a są zręczni, waleczni, rozsądni i mnie zupełnie oddani. Wysłałem ich do Amadijah, aby się dowiedzieli czegoś o Turkach. Zarazem spróbują wyszukać Amada al Ghandur. Poleciłem im to szczególnie. Zanim powrócą z wiadomościami, niechaj u mnie będzie wszystko na wasze usługi.