Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co? Jestem buluk emini, a nazywam się Ifra. Moja waleczność...
— Milcz, mówię ci. Waleczność twoja rośnie w nogach twojego osła — niech go Allah spali! Ta kreatura ma ten nędzny zwyczaj, że ucieka za dnia, a nocami ryczy do nieba. Znamy ciebie i twojego osła, a mimo to nie jest pewnem, który z was jest buluk, a który osioł.
— Pilnuj swego języka, onbaszi! Czyż nie wiesz tego, że w waleczności mojej posunąłem się aż tam, gdzie nosy obcinają? Spojrzyj na nos mój, którego już niestety niema, a ogarnie cię zdumienie nad zapamiętałością, z jaką walczyłem. A może nie znasz historji utraty nosa? Słuchaj więc! Było to wówczas, kiedy walczyliśmy z Moskowitami pod Sebastopolem. Stałem właśnie w największym wirze walki i podniosłem ramię moje, aby...
— Milcz! Historję tę słyszano już tysiąc razy — rzekł onbaszi, a zwracając się do Halefa, dodał: — Jestem onbaszi Ular Ali. Słyszeliśmy, że emir Kara ben Nemzi jest mężem walecznym i to nam się podoba. Słyszeliśmy następnie, że ujął się za naszymi aghami i to podoba nam się jeszcze więcej. Będziemy go ochraniać i służyć mu tak, żeby z nas był zadowolony.
— Pytam więc powtórnie, jakie rozkazy dał wam basza?
— Nakazał nam, żeby emira przyjmowano wszędzie jak najlepszego przyjaciela, jak brata baszy.
— Otrzymamy zatem wszędzie zadarmo mieszkanie i pożywienie?
— Czego wam tylko będzie potrzeba, a my także.
— A czy powiedział wam też o disz-parassi?
— Tak.
— Pobiera się to w gotówce?
— Tak.
— A w jakiej wysokości mniej więcej?
— W jakiej zechce emir.
— Niechaj Allah błogosławi baszy! Jego rozum jest jasny jak słońce, a jego mądrość oświeca świat cały. Będzie wam u nas dobrze. Jesteście już gotowi podróż rozpocząć?