Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Patrzył na mnie wzrokiem tak zalęknionym, jakby lada chwila z ust moich miał paść nań wyrok, uwalniający lub potępiający. Bez wahania wydałem wyrok drugi:
— Niezawodnie umrze.
Chwil kilka siedział bez ruchu, jakby tknięty paraliżem, potem jednak zerwał się i stanął przedemną wyprostowany, w postawie wyniosłej Czerwony fez spadł mu z krótko ostrzyżonej głowy, z rąk opuścił fajkę; twarz mu zadrgała kurczowo, wyrażając grę najsprzeczniejszych uczuć. Była to dziwna, straszna twarz! Podobna była do owych wizerunków szatana, które stworzyła genjalna wyobraźnia Dorego. Szatany, narysowane przez tego mistrza, nie mają ani ogona ani nóg końskich, ani rogów, przeciwnie, kształty tych ciał szatanich tchną najwyższą harmonją, w każdym rysie twarzy osiągnięta jest doskonałość piękna, a jednak wszystkie te poszczególne piękności składają się na całość tak odstręczającą, tak pełną brzydoty, tak — szatańską! Oko jego wlepione we mnie, miało wyraz przerażenia; zwolna jednak przerażenie przeszło w gniew i groźbę.
— Giaur! — zagrzmiał jego głos.
— Coś powiedział? — zapytałem chłodno.
— Giaur — powiedziałem. I ty się ważysz powiedzieć mi to, ty psie? Bicz cię pouczy, kim jestem, i że masz to czynić, co ci nakazuję. Jeśli ona umrze, to i ty umrzesz; a gdy ją uzdrowisz, wolno ci będzie odejść i zażądać wszystkiego, czego serce twe pragnie!
Powstawszy powoli, z największym spokojem, zmierzyłem go zwysoka i zapytałem:
— Czy wiesz, co jest największą hańbą dla muzułmanina?
— Co takiego?
— Popatrz tu na twój fez! Abrahim-mamur, jakie jest zdanie proroka i jakie zdanie Koranu o obnażaniu głowy wobec chrześcijanina?
W tej chwili włożył fez na głowę i czerwieniejąc ze złości, wyrwał sztylet z za pasa.
— Giaurze, ty musisz umrzeć!
— Kiedy?
— Teraz, natychmiast!
— Umrę, ale wtedy, kiedy Bóg zechce, a nie wtedy, kiedy się tobie podoba.