Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wygrzmocić. Na brodę proroka, z ust twych spływa mądrość tak osobliwa, jak gdyby ci podczas jazdy na łodzi rozum wpadł do wody! Czy nie wiesz, że kobieta nie ma duszy i dlatego nie wolno jej wejść do nieba? Jakżeż więc dusza kobiety może być chorą, a nawet bardziej chorą, niż jej ciało?
— Nie wiem, ale tak mi powiedziano, zihdi. Wpuść mnie do effendiego.
— Tego mi nie wolno uczynić.
— Dlaczego?
— Pan mój zna Koran i gardzi kobietami. Najpiękniejsza perła wśród kobiet nie jest dlań milszą, niż niedźwiadek w piasku, a ręka jego nie dotknęła się jeszcze nigdy szaty kobiecej. Ziemskiej kobiety nie wolno mu pokochać, bo gdyby się to stało, rusałka nigdyby już do niego nie przyszła.
Mój podziw dla talentu Halefa aghi rósł z każdą chwilą, mimo to miałem wielką chęć poczęstować go jego własnem biczyskiem. Teraz dała się słyszeć odpowiedź:
— Wiedz o tem, zihdi, że nie dotknie się jej szaty i nie ujrzy jej postaci. Będzie mu wolno rozmawiać z nią tylko przez kratę.
— Podziwiam mądrość twej duszy, człowieku! Czy nie domyślasz się, że właśnie przez kratę nie wolno mu z nią mówić. Bo zdrowie, które effendi ma dać kobiecie, nie doszłoby do niej, lecz zatrzymałoby się na kratach. Idź precz!
— Nie wolno mi odejść, bo otrzymam sto razów na stopę, jeśli nie przyprowadzę ze sobą effendiego.
— Podziękuj twemu dobremu panu, ty niewolniku Egipcjanina, że oświeca łaską twe nogi. Nie chcę cię pozbawić twego szczęścia. Salam aaleikum, Allah z tobą i niech ci tych sto razów będzie na zdrowie!
— To pozwól sobie jeszcze coś powiedzieć, waleczny agha. Pan naszego domu ma więcej złota, niżbyś mógł kiedykolwiek zliczyć. Powiedział mi, abyś i ty doń przyszedł, a otrzymasz bakszysz, dar tak wielki, iż nawet khediwe Egiptu nie mógłby cię hojniej obdarzyć.
Człowiek ten zmądrzał nareszcie i sięgnął po najbardziej przekonywujący argument, który w stosunkach z ludźmi Wschodu nigdy nie zawodzi, usposabia ich