Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobrze, Kara ben Nemzi, dopuściłeś się trzech wielkich zbrodni.
— Jakich to, zihdi?
— Nie jestem zihdim; masz mnie nazywać: dżenabin-ic albo hacretin-ic, wasza mość lub wasza wysokość. Zbrodnie twe są następujące: Przedewszystkiem namówiłeś dwóch wiernych, aby ci służyli, co równa się piętnastu uderzeniom kijem; następnie odważyłeś się przerwać mi kef, co znaczy: jeszcze piętnaście uderzeń kijem; wreszcie wątpiłeś o mej pamięci, dodać więc należy jeszcze dwadzieścia kijów; wszystko razem wynosi pięćdziesiąt razów, wymierzonych na stopę. Ponieważ nadto mam prawo pobierać wergi, podatek, od każdego wyroku, więc wszystko, co masz przy sobie, wszystko, co jest twoje — należy odtąd do mnie, konfiskuję ci to.
— O, wielki dżenabin-ic, podziwiam cię; sprawiedliwość twa jest wzniosła, mądrość twa jest już całkiem wzniosła, wznioślejszą jeszcze twa łaska, a najwznioślejsze są spryt twój i przebiegłość. Ale o jedno proszę cię, szlachetny beju Kbilli, pozwól nam zobaczyć swego gościa, zanim wymierzą nam karę.
— Czego chcesz od niego?
— Przypuszczam, że jest to mój znajomy, chciałbym się rozkoszować jego widokiem.
— On nie jest twoim znajomym. Jest to bowiem wielki wojownik, dostojny syn sułtana i surowy wyznawca Koranu. Nie mógł więc nigdy być znajomym niewiernego. Ale każę go zawołać, aby zobaczył, jak wekil z Kbilli zwykł karać za popełnione zbrodnie. Nie ty będziesz się rozkoszował jego widokiem, ale on będzie się z lubością przypatrywał, jak wam wymierzać będą cięgi. On wiedział, że przyjdziecie.
— Tak! Skąd się o tem dowiedział?
— Niedawno przeszliście obok niego, nie widząc go, a on mi natychmiast doniósł o was. Gdybyście byli sami nie przyszli, byłbym po was posłał.
— A więc zrobił na nas doniesienie? A to z jakiego powodu?
— O tem jeszcze usłyszycie. Wtedy otrzymacie drugą karę, znacznie większą, niż ta, którą wam przedtem podyktowałem.