Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

celnie strzela i umie zachować zimną krew, może się od biedy uporać z dwoma, a nawet i z trzema jeźdźcami. Ale snać nie przyszło im to na myśl lub zabrakło im odwagi. Zostali w kupie; to też prawie równocześnie otoczyliśmy ich ze wszystkich stron. Poznałem ich: byli to rzeczywiście dwaj ludzie ze statku. Abu-Zeifa
— Skąd przybywacie? — zapytał ich szejk.
— Z Dżiddy — odpowiedział jeden z nich.
— Dokąd idziecie?
— Na pustynię, szukać trufli.
— Szukać trufli? A nie macie ani zwierząt jucznych, ani koszy?
— Chcemy się naprzód przekonać, czy te grzyby tu rosną; potem przyniesiemy kosze.
— Z jakiego wy szczepu?
— Mieszkamy w mieście.
Kłamali bezczelnie, choć wiedzieli, że ich znam. Halef rozgniewany ich zuchwałością, porwał za bicz i zawołał do nich:
— Sądzicie może, że ten effendi i ja jesteśmy ślepi? A wy łotry, kłamcy! Jesteście Dżeheini i służycie Abu-Zeifowi! Jeśli się nie przyznacie, to ten bicz nauczy was mówić prawdę!
— Cóż to was obchodzi, czem my jesteśmy?
Zeskoczyłem z wielbłąda i wziąłem bicz z rąk Halefa.
— Nie dajcie się wyśmiać, ludzie! Posłuchajcie, co wam powiem. Nic mnie to nie obchodzi, jakie wy tam sprawy macie z tymi wojownikami ze szczepu Atejbeh; ja żądam tylko odpowiedzi na kilka pytań. Jeśli odpowiecie, nie zrobię wam nic złego, jeśli zaś nie, to tak was napiętnuję tym biczem, że nie ośmielicie się pokazać na oczy żadnemu wolnemu, walecznemu Arabowi.
Beduinowi nie można wyrządzić większej zniewagi, jak gdy mu się zagrozi biciem. Obaj sięgnęli po noże.
— Zabilibyśmy ciebie, zanimbyś nas uderzył — krzyknął jeden z nich.
— Nie doświadczyliście zapewne jeszcze nigdy, jak potężnym jest bicz ze skóry hipopotama, gdy znajdzie się w ręku Europejczyka. Wrzyna się w skórę jak jatagan, spada obuchem jak maczuga, a szybciej leci niż