Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   86   —

nie zaczepią mnie. bo nie bardzo pozwalam żartować ze sobą.
— Tak, słyszałem o tem, panie — uśmiechnął się chytrze. — Ciebie i twoich kula się nie chwyta.
— O to jeszcze nie wszystko!
— Odskakuje i zabija potem nawet tego, który wystrzelił.
Obrzucił mnie przytem wzrokiem, mrugając złośliwie, jak gdyby mówił: „Nie upadłeś na głowę tak samo, jak i ja, nie okpiwajmy więc siebie nawzajem“. Był mędrszy od „prokuratora sądu kazy“, który widział prawdopodobnie ten uśmiech i zrozumiał, bo go zapytał:
— Nie wierzysz temu?
— O skoro to mówi sam effendi, to muszę wierzyć!
— Radzę ci. Byłoby obelgą wątpić o prawdziwości słów moich, ty zaś byłeś zawsze człowiekiem uprzejmym.
— Tak, Allah wie o tem. Dlatego sądzę, że effendi także nie poskąpi swej uprzejmości i udowodni nam, że się go kula nie ima.
Halef przypatrywał się mnie i jemu. Miał zwyczaj, ilekroć spotkaliśmy człowieka obcego, czytać w mej twarzy, co o nim sądzę. Spostrzegł teraz zapewne, że do tego posłańca nie odnoszę się życzliwie, gdyż położył rękę na trzonku harapa i rzekł:
— Człowiecze, czy chcesz uczyć naszego sławnego emira, o ile ma być uprzejmym? Jeżeli ci się wydaje, że ci to wolno, to jestem gotów wypisać ci na grzbiecie wszystkie paragrafy prawa grzeczności. Ty chcesz być żabą, której mielibyśmy pozwolić grzechotać na siebie!
Wstał i postąpił groźnie kilka kroków ku posłańcowi, który cofnął się czemprędzej ku drzwiom i zawołał:
— Dur, dur, eji hadżijim — stój, stój, o hadżi! Ani mi przez myśl nie przeszło dawać wam jakieś rozkazy. Zostaw harap za pasem! Nie pragnę się z nim pobratać.
— Więc zachowuj się tak, żebyśmy z ciebie byli zadowoleni. Jesteśmy dziećmi jedynego proroka i synami padyszacha i nie przyjmiemy żadnych uwag od człowieka, który się Toma nazywa. Takie imię może nosić tylko