Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   437   —

bakszysz czeka nas od tych czterech sławnych szejków i emirów!
Ta delikatna przymówka tak podziałała na członki pomocników, że się zaczęli wysilać potężnie. Szybkość naszej jazdy zdwoiła się. Oczywiście, że łódki nie spuszczaliśmy z oka. Aby się dostać na miejsce, położone wprost naprzeciwko, musieli wioślarze popychać czółno w górę rzeki. W wodzie przybrzeżnej nie było to zbyt trudne, lecz im bardziej zbliżali się do środka rzeki, tem więcej się wysilali. Mimoto woda tak łódź znosiła, że podpływali do nas, zamiast się od nas oddalać. To zaczęło widocznie niepokoić Suefa. Uważaliśmy po jego ruchach, że zachęcał wioślarzy do większego wysiłku.
Nasi ludzie musieli także ciężko pracować. Siła prądu była tak wielka, że liny trzeszczały głucho. Gdyby jedna się urwała, bylibyśmy zdani na łaskę fal. Stary przewoźnik użył całej swej wymowy, aby swoich ludzi zachęcić do wytężenia wszystkich sił.
Co do czółna, to obydwaj wioślarze jego popełnili wielki błąd. Powinni byli w spokojniejszej wodzie przybrzeżnej popłynąć dalej w górę aż do punktu, skąd potrzebaby było tylko lekkiego kierowania, aby się dać prądowi zanieść na drugą stronę.
Łódź zbliżyła się już do nas o połowę odległości tak, że mogliśmy rozpoznać oblicza siedzących wewnątrz. Przewoźnik śledził ruchy wątłego statku okiem znawcy.
— Nie przepłyną na drugą stronę — zawyrokował. — Albo się połamią wiosła, albo... ach, Allah, Allach, są już naprawdę w środku rzeki! Na szatana, to mocne chłopy! Gotowo im się udać, gdyż... O nieszczęście, nieszczęście, zatracenie! Teraz już po wszystkiem!
Miał słuszność. Jednemu z wioślarzy wyskoczyło prawe wiosło z widełek, a wyrywając się, uderzyło mocno w rękę. Ból sprawił, że i lewa ręka puściła wiosło, tak, że oba woda poniosła. Teraz pozostał tylko jeden wioślarz czynny, ale mu sił nie starczyło.
Po drugiej stronie stanęła praca. Wszyscy robotnicy przypatrywali się z najwyższem zajęciem rozgry-