przesadzali się w wyrazach wdzięczności. Uszczęśliwiliśmy dwoje ludzi i to wynagrodziło nam sowicie przykrości ostatnich zdarzeń.
Z powodu błota musieliśmy jechać powoli, jakoteż z tego względu, że wszelkie strumyki powylewały. Szczęściem uśmiechało się nad nami pogodne niebo.
Halef zbliżył się do mnie i zapytał:
— Czy chcesz prześcignąć naszych przeciwników? Czy nam się to uda?
— Nie. Postanowiłem tego nie czynić. Dopóki sądziłem, że naszym wspólnym celem jest Karanorman koło Wejczy, uważałem za korzystne przybyć tam przed nimi. Skoro jednak pokazało się, że się pomyliłem, to cel jest nam teraz nieznany i musimy, jak dotąd, podążać ich tropem. Spodziewam się jednak, że zdołam wkrótce dowiedzieć się, gdzie leży to Karanirwan-chan.
— W każdym razie za Uskub. Czy nie tak?
— Tak, gdyż w przeciwnym razie leżałoby między Kilissely a tem miastem, tego zaś nie uważam za prawdopodobne.
— Czy Uskub to wielkie miasto?
— Liczy około trzydziestu tysięcy mieszkańców.
— To stracimy tam ślady ściganych.
— Stambuł o wiele większy, a czy nie znaleźliśmy tam tego, czegośmy szukali? Przypuszczam jednak, że nie wstąpimy wcale do Uskub, ponieważ nasi kochani omijać będą to miasto. Tam dla nich zbyt niebezpiecznie. Trzeba wziąć na uwagę, Halefie, że Manach el Barsza był tam poborcą podatkowym. Wypędzono go z urzędu, należy więc przyjąć, że się czegoś dopuścił i będzie się bal tam pokazać. Możliwe, że wstąpią do miasta z powodu Mibareka, ażeby mu jaki chirurg opatrzył rany. Musimy właśnie być przygotowani na jedno i drugie. Najprawdopodobniej jednak objadą oni wielkim łukiem Uskub i z drugiej strony wrócą znów na gościniec z Kakandelen. Jeśli się słusznie domyślam, to należy Karanirwan-chan szukać za tą miejscowością w samotnych dolinach Szar Daghu.
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/448
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 420 —