fajkę sobie nakładał i podniósł się był ze swego miejsca, aby ją zapalić od lampy. Został w tej postawie, by się przypatrywać gospodarzowi, który położywszy rusznicę na stole w ten sposób, że przypadkowo i szczęśliwie zarazem znalazła się u mnie pod ręką, wziął sztuciec.
Gospodarz wypytywał mnie o jego budowę, urządzenie, ja zaś objaśniałem, że mogę wystrzelić bez nabijania dwadzieścia pięć razy. Z tej swobodnej rozmowy wyrwał mnie okrzyk Oski.
— Effendi! Na miłość Allaha! Pomocy! — wrzasnął głośno.
Oglądnąłem się na niego. Wskazał na okno. Oczy miał szeroko otwarte, a twarz okryła mu bladość śmiertelna. Przedstawiał obraz zastygłego przerażenia.
Podążywszy wzrokiem w kierunku jego ręki, ujrzałem naprzeciw siebie wylot strzelby. Lufa spoczywała na dolnej ramie okna. Strzelec stał na ulicy i oparł strzelbę, ażeby strzał nie zawiódł. Poznałem od razu, że to do mnie było wymierzone.
Zdarzają się wypadki, podczas których duch ludzki w mgnieniu oka wytwarza takie myśli i wnioski, do jakich w innych warunkach potrzebuje całych minut. Czyn wydaje się wówczas czemś bezwiednem. Ale w rzeczywistości duch przeprowadza całkiem regularnie swoje wnioski, tylko kojarzenie wyobrażeń odbywa się błyskawicznie.
Strzelbą wycelowano w moje czoło tak dokładnie, że nie widziałem lufy, tylko jej wylot w kształcie pierścienia. Chwila strachu i byłoby po mnie. Należało działać piorunem. Ale jak? Jeślibym schylił szybko głowę, uniknąłbym niebezpieczeństwa, ale wtedy zginąłby stojący za mną Osko. Aby jego ocalić, postanowiłem nie usuwać mordercy celu t. j. mojej głowy. Zacząłem nią więc prędko ruszać w prawo i w lewo, że cel stał się całkiem niepewny, a równocześnie chwyciłem rusznicę.
Oczywiście nie da się to tak prędko opowiedzieć, ani przeczytać, jak się stało. Przygotowując się do strzału, morderca nie mógł zauważyć, że porwałem rusznicę ze stołu. Nie przyłożyłem jej wcale do twarzy, gdyż to
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/261
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 243 —