Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   231   —

— Hm! To istotnie groźne. Jeśli jest taki jak brat, to słusznie powinienem się jego obawiać.
— Jest co najmniej taki sam. Nie uważałem go za tak zacnego jak samego Czuraka. Ponieważ zaś tamten był łotr, to brat będzie jeszcze większy. Dopóki tutaj przebywasz, nie jesteś pewny żywota. To też posłuchaj mej rady: siadajcie bezwłocznie na konie i jedźcie do Karatowy. Dam wam dobrego przewodnika.
— My wcale tam jechać nie zamierzamy.
— Przecież tak doniósł mi rzeźnik.
— To było kłamstwo. Udamy się stąd do Uskub, co bardzo dobrze się składa, bo będziemy dla ciebie zbrojną eskortą przy prowadzeniu Mibareka.
— Niech mnie Bóg broni! Zastrzelą nas w drodze!
— Chyba gdybyśmy zabrali się do rzeczy bardzo głupio.
— Widzę, że nie znasz wcale tutejszych stosunków. Znajdujesz się tu razem z towarzyszami ustawicznie w niebezpieczeństwie i ani jeden włos twój nie jest pewny. Odjedźcie! To dla was rzeczywiście najlepsze.
— Najlepsze także dla ciebie! Nieprawdaż?
Pytanie to wprawiło go w ogromny kłopot. Nalegał na mnie tak natarczywie, jak tylko troska o własne dobro do tego skłonić może. Był to człowiek całkiem porządny, ale jako dziecko tego kraju liczył się z niepewnością miejscowych stosunków.
— O ile dla mnie? — zapytał.
— Gdybyśmy odjechali, wypuściłbyś poprostu Mibareka. Wobec tego odpadłaby obawa przed zemstą, a wstąpiłaby w ciebie nawet nadzieja wdzięczności z jego strony.
Poczerwieniał. Trafiłem więc w sedno. Mimoto rzekł:
— Nie myśl tak o mnie! Postąpię surowo według przepisu, ale zależy mi na tem, żebym widział was w bezpieczeństwie.
— O to się nie troszcz. Dowiedliśmy ci już, że umiemy sobie sami dawać radę. Powinienbym się właściwie zwrócić dzisiaj do ciebie o pomoc przeciwko na-