Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   148   —

i w Turcyi, owe tony nieopisane, wywołane blizkiem zetknięciem się skóry ludzkiej z batem.
Następnie znowu drzwi otworzono, a stamtąd wypadł posłaniec. Postawą nie zachwycał bynajmniej, a twarz starała się nie okazać zaburzonego spokoju ducha. Chód jego podobny był do chodu orangutana, zmuszonego do poruszania się bez pomocy kija. Kolana miał naprzód podane, piersi zaklęsłe, a głowę opadłą wstecz.
Nie był toż widocznie ciekawy wrażenia, jakie wywoła jego dramatyczne odejście, bo nie oglądał się wcale.
Trzej egzekutorowie przyszli do mnie natychmiast.
— Jego kismet go tu przyprowadził! — rzekł Halef, gładząc sobie brodę i uśmiechając się z widocznem zadowoleniem. Co ten drab powiedział na twój widok, zihdi?
Powtórzyłem im całą rozmowę z Tomą.
— Ach, co za zuchwalec! Niechże zaniesie tych trzydzieści szczerych pozdrowień, które mu władowałem i rozda je tam, komu zechce.
— Nie bronił się?
— Okazywał wielką do tego ochotę, ale powiedziałem mu ze współczuciem, że w razie obrony dostanie pięćdziesiąt, a jeżeli się dobrowolnie położy, otrzyma tylko trzydzieści. Postarałem się jednak o to, żeby tych trzydzieści tak samo go wzruszyło jak pięćdziesiąt. Czy się zgadzasz, effendi?
— Tym razem, tak.
— Oby mi kismet częściej zsyłał podobne przyjemności, ilekroć będzie szło o tego rodzaju łotrów. Jest jeszcze kilku takich, którym chętnie pozostawiłbym wybór między trzydziestu a pięćdziesięciu. Spodziewam się spotkać jeszcze niejednego w dobrą godzinę. Ale jak z nogą, zihdi?
— Nie lepiej. Niech Omar zapyta, czy nie dostanie tu w mieście gipsu i niech mi kupi z pięć litrów. Ty zaś przyniesiesz takie naczynie z wodą, do któregoby można było włożyć nogę i zdejmiesz mi potem pończochę.
Teraz powrócił koszykarz i doniósł mi, że musiał