Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy wiesz już, że melek z Lican napadł na beja z Gumri i wziął go do niewoli?
— Matko Boska, to prawda? — zawołała przerażona w najwyższym stopniu.
— Tak. Ja sam byłem gościem beja i dostałem się także do niewoli.
— Nic o tem nie wiem, ani słowa. Byłam w ostatnich dniach tam w Hajszad i Biridżaj i dziś dopiero przybyłam w góry.
— Teraz Kurdowie Berwari stoją pod Lican, aby jutro ruszyć do boju.
— O głupcy, którzy miłujecie nienawiść, a nienawidzicie miłości! Czy wody mają się znów zaczerwienić krwią, a kraje blaskiem płomieni? Opowiadaj panie, opowiadaj! Władza moja większa, niż sądzisz; może jeszcze nie będzie zapóźno.
Poszedłem za jej rozkazem, a ona słuchała mego opowiadania z zapartym oddechem. Nie poruszył się ani jeden członek jej ciała, nie zadrgał fałd jej odzieży, ale skoro tylko skończyłem, zerwała się z kamienia:
— Emirze, jeszcze czas. Czy chcesz mi dopomóc?
— Chętnie.
— Wiem, że masz mi jeszcze powiedzieć o sobie, ale nie teraz, tylko jutro; teraz jest coś potrzebniejszego do zrobienia. Duch jaskini milczał zawsze, ale dzisiaj przemówi, dzisiaj musi przemówić. Niech cię Ingdża poprowadzi, a ty śpiesz do Lican. Niechaj melek, bej z Gumri i rais z Szordu przyjdą natychmiast do Ruh ’i kulyan.
— Czy posłuchają?
— Posłuchają, muszą posłuchać, wierz mi!
— Ale raisa trudno znaleźć!
— Emirze, jeśli nikt go nie znajdzie, to ty go znajdziesz; znam ciebie. On musi przyjść, równocześnie, czy też później niż tamci, byleby tylko do jutra się zjawił. Zaczekam.
— Zapytają mnie, od kogo mam polecenie. Odpowiem, że dał mi je Ruh ’i kulyan. Czy tak będzie dobrze?
— Tak, nie potrzeba im nic więcej, a już najmniej tego, kto to jest właściwie duch jaskini.
— Czy mam z nimi powrócić?

158