Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A Chaldowie sądzą, że dziesięciu Nazarahów więcej znaczy, niż tysiąc Kurdów.
— Czy zapłaciliby nam cenę krwi?
— Nie wiem, lecz wyznaję wam otwarcie, że nie uczyniłbym tego na ich miejscu.
— Więc poradzisz im, aby tego nie czynili.
— Nie, gdyż zarówno u was, jak u nich mówię tylko o tem, co prowadzi do zgody. Oni zabili kilku z was, wy zaś tysiące ich, oniby więc jedynie mogli żądać okupu. Oprócz tego mają beja w swej mocy i je żeli rozważycie rzeczy poważnie, to uznacie, że położenie ich jest korzystniejsze.
— Czy usposobieni są bardzo wojowniczo?
Powinienem był właściwie powiedzieć w tej chwili „nie“, wolałem jednak dać odpowiedź wymijającą:
— Czy okazali może wczoraj tchórzostwo? Zmierzcie krew, która Cabem spłynęła, policzcie kości, rozsiane w dolinie rzeki, ale nie pytajcie przenigdy, czy gniew pozostałych wystarczy na zemstę!
— Czy dużo mają strzelb i czy dobre?
— Tego nie zdradzę. A może mam im także powiedzieć, jak wy jesteście uzbrojeni?
— Czy zabrali na drugi brzeg swoje mienie?
— Tylko nierozumny ucieka, nie zabierając, jeśli może, swojego mienia ze sobą. Zresztą mają go Chaldanie tak mało, że nie trudno im było zabrać.
— Cofnij się! Naradzimy się teraz, kiedy wiemy wszystko, co wiedzieć chcieliśmy.
Posłuchałem tego polecenia tem chętniej, że mi dało sposobność pomówienia z Mohammed Eminem i zaznajomienia go z treścią naszych układów. Zanim jeszcze starszyzna doszła do końca, zbliżyło się do nas kilku wojowników i przyprowadziło nieuzbrojonego człowieka.
— Kto to? — zapytał aga.
— Ten człowiek — rzekł jeden z eskorty — skradał się w naszem pobliżu, a gdyśmy go pochwycili, powiedział, że to melek wysłał go do tego emira.
Przy ostatnich słowach wskazał mówiący na mnie.
— Czego chcesz odemnie? — spytałem Chaldejczyka.

126