Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy wchodziłem do domu, zabrzmiał ku mnie głośny okrzyk:
— Hamdullillah, effendi, żyjesz i jesteś wolny!
Była to „mircik“. Ujęła mnie za obie ręce i odetchnęła głęboko.
— Jesteś wielkim bohaterem. Powiedzieli to twoi służący i ten obcy posłaniec. Gdyby cię byli uwięzili, byłbyś zabił cały pałac, a może także i Selima Agę.
— Jego nie, ale wszystkich innych — odrzekłem rozbawiony.
— Jesteś jako Kelad mocny. Wąs twój sterczy na prawo i lewo, jak wąs pantery, a ramiona twoje są jako nogi słonia.
Oczywiście należało to pojmować tylko obrazowo. O „mircie“, co za zamach na ciemnoblond ozdobę mojej twarzy i na miłą symetrję moich najniezbędniejszych kończyn! Musiałem oczywiście być uprzejmym.
— Usta twoje przemawiają, jak wiersz poety, a poza wargi twoje wybiega, jak poza brzeg garnka, miód słodki. Mowa twoja sprawia ulgę, jak plaster na bolączce, a dźwięku głosu twego nie zapomni nigdy ten, co go raz jeden słyszał. Masz tu pięć pjastrów na khol i henneh do powiek twoich i różowych paznokci twej ręki. Serce moje chce radować się tobą, a iżby dusza moja odmłodniała, a oko moje napawało się urokiem twojego chodu.
— Panie! — zawołała — jesteś waleczniejszy od Alego, mędrszy od Abu Bekra, silniejszy od Simsaha[1] i piękniejszy od Hosseina Armadańczyka! Rozkaż, co mam ci usmażyć, czy też wolisz coś gotowanego lub pieczonego? Uczynię dla ciebie wszystko, czego zażądasz, gdyż z tobą przyszła radość w dom mój, a błogosławieństwo na próg drzwi moich.
— Dobroć twoja wzrusza mnie, Merzinah, nie mogę jej odpłacić, nie czuję jednak ani głodu, ani pragnienia, skoro widzę blask twoich oczu, barwę lic twoich i luby obraz twych rączek. Czy był tutaj Selim Aga?
— Tak. On opowiedział mi wszystko. Twoi wrogowie są zgubieni. Idź na górę i pociesz twoich, którzy są w wielkim niepokoju o ciebie.

Poszedłem na górę.

  1. Samson.
204