Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To słuszne!
— Opakujesz zatem lekarstwo tak, żeby nikt nie widział, że jest we flaszce.
— Spełnię ci to życzenie.
— Czy ty jesteś także chory na nerwy?
— Nie. Dlaczegóż miałbym być chory?
— Bo kazałeś sobie kupić ten środek.
— To nie było dla mnie.
— A dla kogóż? Czy dla niemego hadżi Lindsay Beja?
— Powiedziałeś przedtem, że mutesselim nie może pozwolić na to, iżby wiedziano, że ma chore nerwy. Są inni, którzy także nie mogą na to samo pozwolić.
— A może było dla tego trzeciego człowieka, który się wcale nie pokazuje? Musi być bardzo chory, bo nie wychodzi wcale z izby.
To brzmiało, jak przesłuchanie. Chciał się dowiedzieć o Mohammed Eminie.
— Tak; on jest bardzo chory.
— Jaką ma chorobę?
— Chorobę serca.
— Możesz go wyleczyć?
— Spodziewam się.
— Żałuję, że nie mogłeś go przyprowadzić z powodu choroby. Czy to twój przyjaciel?
— Bardzo dobry.
— Jak brzmi jego imię?
— Prosił mię, żebym ci go dziś jeszcze nie mówił. Znasz go bardzo dobrze, a on chce ci zrobić niespodziankę.
— Ah! — zawołał zaciekawiony. — Niespodziankę? Kiedy?
— Skoro się tylko wyleczy.
— A jak długo potrwa to jeszcze?
— Tylko kilka dni.
— Nie byłoby lepiej, żebym go odwiedził, skoro nie może przyjść do mnie?
— Ta wizyta rozdrażniłaby go zanadto. Choroby serca zagrażają życiu; wiesz o tem prawdopodobnie.
— Więc muszę czekać.
Pogrążył się nanowo w milczeniu, a potem rozpoczął
— Wiesz, że jesteś dla mnie zagadką?

157