Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lichą kawę miesezaną z łupinami. Widzisz zatem, że dobrała się do mojej puszki.
— Zihdi, jesteś potężnym wojownikiem, wielkim uczonym i najmędrszym z sędziów — odrzekł „mircik“, powiewając bardzo przedsiębiorczo ścierką Halefowi przed nosem. — Ukarzesz surowo tego ojca złoczyńcy i syna oszczercy.
— Ukarać? — zawołał Halef. — Jeszcze co!
— Tak — zawyrokowała bardzo kategorycznie — bo to on dobrał się do mojej torebki i oszukał mnie. On sam pomieszał kawę, aby mnie i dom mój zhańbić w twoich oczach.
— A ty wyrzutku wszystkich trzydziestu dziewięciu grzechów śmiertelnych! — gniewał się Halef; — ty śmiesz mnie, mnie robić złodziejem? Gdybyś nie była babą, tobym cię... cię..
— Stój, Halefie, nie kłóć się, bo ja tu jestem i wydam wyrok sprawiedliwy! Merzinah, twierdzisz, że ten Halef Omar zmieszał oba gatunki kawy?
— Tak, emirze!
— W ten sposób zrobił on w tym trudnym wypadku prawnym to, co do niego należało. Zrób teraz ty swoje i wydziel oba gatunki, każdy osobno! Przekonam się, czy się to stało i wydam wyrok.
Otworzyła już usta, aby wygłosić sprzeciw, lub zażalenie nieważności, ale Halef ją ubiegł.
— To musi nastąpić bardzo prędko, bo potrzeba nam kawy koniecznie.
— Na co? — zapytałem.
— Wszak masz gości na górze.
— Kogo?
— Trzech Kurdów czeka na ciebie. Jest z nimi ten, który cię już odwiedzał.
— Przynieś więc tymczasem inną kawę.
Wszedłem pośpiesznie na schody, gdyż ci dwaj Kurdowie to mogli być tylko jeńcy. Przypuszczenie to sprawdziło się. Za mojem wejściem powstali, a Dohub rzekł:
— Oto emir, który was ocalił! O, effendi, mutesselim przeczytał twoje słowa i oddał mi ojca i brata.
— Powiedziałeś mu, że niebawem pójść masz do Mossul?

149