Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szejka, przyniósł mąki, ryżu i zarżnięte tłuste jagnię. O głodzie więc mowy nie było.
Niestety, brakło rzeczy najważniejszej: tytoniu. Zielę to nie należy do przedmiotów, których można od sąsiadów żądać dla gościa. To też mój gospodarz chwytał co chwila swoją starą fajkę, zawieszoną na szyi 1 przypatrywał mi się z zakłopotaniem. Ja zaś widząc to, rozsiodłałem mojego konia, wydobyłem z torby u siodła czibuk i worek z tytoniem i pokazałem Yussufowi Alemu. Na to on z rozpromienionem obliczem zawołał:
— Co za szczęście, panie, że sam masz zapas z tego źródła rozkoszy. Już się martwiłem, że nie będę ci mógł tego użyczyć, ale teraz zmieniło się zmartwienie moje w rozkosz. Chodeh dauleta ta [macen beket, jahrimen ahcic — niechaj Bóg pomnoży twoje bogactwo, drogi przyjacielu!