Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zamordować — odpowiedziałem jej. — My jednak uwolniliśmy się i wystrzelamy wszystkich, jeśli nie pozwolą nam odejść bez przeszkody.
— Pojmano... ograbiono... ażeby zabić was, moich obrońców i zbawców, którym ja życie zawdzięczam? Zapewniam was, że ani włos nie spadnie wam z głowy!
Zbliżyła się całkiem i tak skwapliwie i szybko zaczęła mówić do szejka i jego ludzi, że nie mogłem jej nadążyć, chociaż rozumiałem dyalekt Kurmangdżi. Jeszcze nim ona skończyła, przystąpił Kurd, który mnie był powalił i zawołał:
— Panie, ty ją ocaliłeś! Nazywam się Yussuf Ali, a ona jest moją żoną. Pozwól mi stanąć obok siebie i być waszym obrońcą. Na Hassana i Husseina, zaręczam życiem mojem za wasze życie i mienie wasze!
Jest to najświętsza przysięga szyitów, dlatego skinąłem mu głową, a on stanął obok mnie. Kiedy żona jego umilkła, zaczął on także przemawiać za nami i to w sposób, z którego poznałem, że dotrzyma przysięgi. Sądziłem, że po mowie jego nastąpi najpierw narada, zawiodłem się jednak i to szczęśliwie, gdyż skoro Yussuf Ali przestał mówić, zwrócił się szejk do mnie:
— Panie, ja o tem nie wiedziałem, dlatego musisz nam przebaczyć. Ocaliliście życie jednej z naszych kobiet i was dwu zwyciężyło dwunastu przeklętych Mir Mahmallich. Jakżeż możemy być waszymi wrogami! Nie, my to wy, a wy to my; jesteśmy sobie braćmi. Przysięgam to na Mahometa, na Hassana i Husseina, którzy padli pod razami sunnitów! Chodźcie do mego domu! Tam znajdziecie wszystko, coście z sobą mieli.
— Nie! — zawołał Yussuf Ali. — Oni ocalili moją żonę, dlatego niech będą moimi gośćmi, a nie twoimi. Ja mam do nich pierwsze i największe prawo!
Z początku chcieli nas ci ludzie zabić, a teraz sprzeczali się o zaszczyt goszczenia nas u siebie. Ponieważ nie mogli się pogodzić, poprosili mnie o rozstrzygnięcie