Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/494

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zabrali się, jedni konno, a drudzy pieszo. Kiedy dojechali do zarośli, w których się przedtem ukazali, odwrócił się dowódca, potrząsnął groźnie strzelbą i zawołał:
— Khu in sohre. Baweze ser maran. Krew jest czerwona. Strzeż się wężów!
Była to nieostrożność z jego strony, ponieważ zdradził przed nami w ten sposób, że zamierza udać się potajemnie za nami, żeby się na nas zemścić. Wiedzieliśmy więc, że musimy się mieć na baczności. Nie zabiliśmy wprawdzie ludzi, jeno kilka zwierząt, ale mimoto nie wątpiłem, że skutek tego naszego kroku będzie zupełnie jednakowy.