Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zgoda! Można ją położyć trupem prawie bez niebezpieczeństwa. Zostawimy konie i otoczymy całą dolinę. Możecie się ustawić na wyskoku, skąd będzie ją można dosięgnąć zaraz, gdy wyjdzie z zarośli, a ja zagrodzę jej drogę z doliny. Gdybyście wy nie trafili, to ja się nią zaopiekuję. Młode nie są niebezpieczne. Nie wiele jeszcze widocznie wychodziły, bo ślady świadczą o tem, że są jeszcze niezgrabne.
Wróciliśmy do Beduinów, ażeby im wydać stosowne zarządzenia. Niestety, nie zdołaliśmy ich nakłonić do tego, żeby pozsiadali z koni. Myśleli, że w ten sposób łatwiej uciekną, a nie liczyli się z tem, że lwica jest dość rącza, aby doścignąć najszybszego wyścigowca. Otoczyli kotlinę ze wszystkich stron, ustawiając się tuż nad jej krawędzią. Tylko kilku, ustawionych na tylnej krawędzi, zsiadło z koni, aby kamieniami wypędzić zwierzęta z legowiska.
Lewa ściana doliny miała wysoki i wązki wyskok podobny do kazalnicy, na który z dołu nie można było się dostać wcale, a z góry tylko z wielką ostrożnością. Percy wdrapał się tam, a teraz mógł strzałami swymi objąć cały tylny teren. Ja położyłem się w wejściu za skałą. Kilku Meszeerów trzymało psy w odpowiedniej odległości. Niedaleko mnie, tam, gdzie się krawędź zniżała, a ściana tworzyła pochyłe zbocze, zatrzymał się szejk Mohammed er Raman. Wybrał ten punkt, aby przy zupełnem bezpieczeństwie zachować przecież jakieś pozory odwagi.
Gdy się ustawiono w ten sposób, dał Percy znak natychmiast rzucono z góry mnóstwo kamieni. W pierwszej chwili odpowiedziało na to głośne prychanie i mruczenie. Pochodziło ono od młodych, później dopiero odezwała się stara. Nie był to ów potężny, piersiowy ryk samca, mimoto tak przejmujący, że ludzie pobledli, a konie zadrżały.
Nowy grad kamieni spadł na dolinę. Percy leżał na wyskoku, gotów do śmiertelnego strzału. Wtem poruszyły się na przodzie zarośla i wylazło z nich jedno