Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prowadź nas drogą tych, na których się gniewasz, ani drogą błądzących!“ Czy chcesz, wbrew własnym modłom, pójść drogą błądzących?
Arab spojrzał przed siebie ponuro, lecz zauważył wrażenie, jakie słowa moje wywarły na drugich.
— Panie — odezwał się po krótkiem milczeniu — wiem, że jesteś hafiz, że umiesz kuran na pamięć i że znasz wszystkie słowa proroka i jego następców, wiadomo ci jednak także, że Allah jest łaskawy i miłosierny. Czy chcesz być okrutnym względem tego, który ci swój namiot otworzył? Czy Achmed es Sallah nie może mówić sam za siebie?
— Słowa twoje brzmią mądrze, a mowa twoja jest mową męża, któremu Allah dał łaskę myślenia. Ale ja nie jestem na drodze niesprawiedliwości, a noga moja kroczy ścieżką pokoju. Achmed es Sallah, to mąż i wojownik, który potrafi dobrze mówić za siebie, teraz jednak ja biorę słowa z ust jego i kładę je na wargach innego. Gniewałeś się dziś na niego, a mnie nazwałeś niewiernym, usta więc moje będą zamknięte. Kto inny przemówi za nami; tego będziesz musiał wysłuchać i odpowiedzieć. Myślę o walecznym beju gwardyi przybocznej, który siedzi tu między nami.
Krüger-bej zwrócił się szybko do mnie i zapytał:
— Do pioruna, co to jest? Pan wygłosił tu mowę, która potężne zrobiła wrażenie, lecz ja jej nie zrozumiałem niestety. Ja mam przemawiać? O czem to?
— Posłuchaj pan, panie pułkowniku! — odrzekłem. — Jak to już panu powiedziałem, służący mój kocha córkę szejka...
— Wiem o tem. Ja także pokochałbym ją, gdyby miłość nie miała czasem zwyczaju, nie doznawać wzajemności. Spóźniony wiek i inne, leżące poza tem, okoliczności czasem nie całkiem tak bywają kochane, jakby się chciało, żeby były kochane. Zrozumiano?
Omal nie parsknąłem śmiechem. Ten bej gwardyi przybocznej wyrażał się z klasyczną prawie dokładno-