Kto mógł dać ostatnie strzały? Krumir? Mogłem się założyć, że poznałem dobrze głos pistoletu, z którego padły te strzały. Był to pistolet Achmeda. Wrzaski zmieniły się wkrótce w wycie wściekłości, a po chwili przegłuszył wszystko głos szejka, wołającego o Mochallah, o klacz i o wielbłąda. Potem doleciał mnie głośny krzyk Achmeda, pytającego, czy mnie kto gdzie nie widział.
Na to ja wypaliłem pierwszy raz z drugiego rewolweru. Nastąpiła chwila ciszy, a potem zawołał Achmed:
— Sidi! O, to mój effendi, gdyż żaden z nieprzyjaciół nie ma takiego rewowah[1], jak on. Sidi, Sidi!
Strzeliłem po raz wtóry.
— Czemu nie odpowiada ustami? — wołał wierny Allah kehrim, Bóg jest łaskaw! Mój effendi nie może przemówić; jest widocznie w niebezpieczeństwie! Trzymajcie jego konia, ja muszę śpieszyć do niego!
Podziękowałem Bogu za ocalenie Achmeda i konia, a usłyszawszy z zarośli odgłos wielu zbliżających się kroków, wypaliłem po raz trzeci.
— Tutaj! krzyczał Achmed. Chodźcie mu na pomoc!
Z gotową do walki bronią wtargnęli Arabowie do zarośli. Zdawało im się, że walczę z jakimś nieprzyjacielem, lecz zatrzymali się, przypuszczając podstęp, ponieważ nie dostrzegli nikogo. Tylko dzielny Achmed parł naprzód. Czwarty strzał wskazał mu jeszcze raz właściwy kierunek, a niebawem wierny sługa stanął przede mną.
— Maszallah, skrępowany! zawołał, schyliwszy się i obmacawszy mnie. — Sidi, effendi, czy to ty jesteś? To ty strzelałeś? Wallahi, billahi, tallahi, oni mu usta zatkali!
W jednej chwili usunął knebel, a poznawszy mnie po głosie, krzyknął z radości i poprzecinał szybko więzy.
- ↑ Rewolwer.