Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On nie dostąpił jeszcze tego szczęścia, żeby zamienić słowo z ukochaną, a ten zbój i morderca bezkarnie ją dotykał i pił z jej rąk. To go z pewnością dręczyło, ale teraz był na tyle rozsądnym, że nie poddał się zbytnio wpływowi uczuć, lecz cofnął się z gniewem od namiotu.
Na skinienie szejka wzięli dwaj wojownicy Krumira między siebie i zaprowadzili do szejkowego namiotu. Krüger-bej położył mi dłoń na ramieniu, mówiąc:
— No, teraz rozpocznie się narada, czyli my jesteśmy tu zbyteczni. Może mi pan będzie towarzyszył?
— Dokąd?
— Trochę na przechadzkę, aby nogi rozruszać. Będzie to rodzaj uprzejmości wobec szejka, ponieważ, potrzeba mu teraz namiotu na naradę. Za kwadrans skończy się wszystko, będziemy więc mogli powrócić.
— Zabierzmy z sobą Anglika!
— To się samo przez się rozumie. Któż miałby go wezwać, żeby z nami poszedł, jeśli nie my?
Skinąłem na sir Dawida Percy. Powierzyliśmy Achmedowi nadzór nad końmi i zwróciliśmy się ku grupce palm, których korony obiecywały w pewnem oddaleniu trochę chłodnego cienia.
— Co to za drab, którego pochwycili Uelad Sabira, sir? — zapytał mnie Percy. — Widziałem wprawdzie wszystko, ale nic nie rozumiałem.
— To Krumir z ferkah ed Dedmaka, wysoce niebezpieczny rozbójnik karawanowy. Do jego ręki przylepła niejedna kropla krwi ludzkiej.
— Hm! Jak się nazywa ten człowiek?
— Saadis el Chabir.
— Co to znaczy?

— Saadis jest właściwem jego imieniem i znaczy: „szósty“. Ten człowiek zna dzięki wyprawom po Algierze i Tunezyi każdą górę i każde wadi. To najpewniejszy przewodnik w całym kraju, a od wybrzeża Morza Śródziemnego aż po Belad el Dżerid[1] ma licznych przyja-

  1. „Kraj daktyli“, na południu od wielkich szotów.