tylko przeszukać ostatni zakątek, aby zaś tam się dostać, musiałem przejść przez mały otwarty placyk, oświetlony jasno przez księżyc. Zaledwie światło jego padło na mnie, usłyszałem jasny głos dziecięcy:
— El nuzrani, el nuzrani!
Czyżby to był mały Asmar, syn kata? Nie pozostałem długo w wątpliwości, gdyż malec przybiegł prędko i wziął mię za rękę, bo to był istotnie on.
— Gdzie jest twój ojciec? — zapytałem.
— Tam! — odrzekł, wskazując na dom.
— A Kalada, matka?
— Chodź, zaprowadzę cię!
— Kto jest przy niej?
— Niema nikogo. Jest sama.
Nie wahałem się pójść do biednej, godnej pożałowania kobiety. Siedziała na kamieniu w głębokim cieniu jaśminu. Pozdrowiłem ją, lecz ona nie podziękowała mi; obawa, żeby jej nie zastano tu ze mną, odebrała jej mowę.
— Wybacz, że idę za głosem twojego dziecka! — prosiłem. — Czyż byłby to tylko przypadek, że spotykamy się tu tak niespodzianie i niespostrzeżenie? Zostanę przy tobie tylko chwilę, dopóki się nie dowiem tego, o co mi najbardziej chodzi. Jakie skutki miały dla ciebie nasze odwiedziny?
— Nie przyznałam się, że mówiłam z tobą — odrzekła z wahaniem. — Złość mego władcy ugodziła w brata, który was do domu sprowadził, lecz i mnie spotkał gniew za to, że w strachu wymówiłam imię Jezusa i Najświętszej Panny. Dlatego władca mój pojedzie teraz ze mną i z dzieckiem do Keruanu, gdzie mam tę winę zmazać modłami i surami oczyszczenia. Chłopca postanowili mi odebrać, ponieważ odmawia już Ojcze nasz. Zostanie on w Keruanie, aby się tam stać pobożnym marabutem[1].
— Dlaczego twój mąż nie udał się prosto z Tu-
- ↑ Pustelnik mahometański, wiodący życie ascetyczne.